Wystawa fotograficzna "Ad oculos-chaos uporządkowany". W każdym chaosie jest jakiś porządek. H. Cartier-Bresson
Azja jest takim miejscem, gdzie wszystko potrafi zadziwić, oczarować, a często wręcz zaszokować nieustającym na pierwszy rzut oka chaosem. Słowo chaos nawiązuje do stereotypowych skojarzeń, takich jak: zgiełk, przeludnienie, wielobarwność i wielokulturowość. To wszystko występuje na kontynencie azjatyckim, ale przebywając tam nieco dłużej zaczyna się w tym galimatiasie dostrzegać pewne uporządkowanie. Okazuje się bowiem, że nic nie jest przypadkowe, albowiem Azjaci mają wrodzony zmysł artystyczny. Świadczą o tym chociażby piramidy z symetrycznie ułożonych owoców na ulicznych straganach, dopasowane kolorystycznie wyprane rzeczy rozwieszone na sznurkach, lub swoisty porządek przy zajmowaniu miejsc, obowiązujący w wielu świątyniach.
Zgromadzony materiał fotograficzny uporządkowaliśmy według tematów wyodrębniając: życie codzienne, pracę człowieka, religie i rytuały oraz krajobrazy. Przebywając w tym przysłowiowym chaosie, skupiliśmy się na fotografii, ponieważ fotografowanie w istocie jest ponadczasowe, a aparat fotograficzny jest doskonałym narzędziem, który potrafi zatrzymać czas. Powstałe obrazy pozwalają przeszłości, za którą tak bardzo teraz tęsknimy, przetrwać i być z nami, tu i teraz.
Przez 10 lat obserwowaliśmy życie zwykłych ludzi, które wówczas nie wydawało się nam czymś nadzwyczajnym. Ułatwieniem dla nas było to, że w Azji większość prac jest wykonywana pod gołym niebem na polu i na ulicy. Utrwalaliśmy różne wydarzenia, tworząc dokument, który teraz z perspektywy czasu nabiera na wartości i staje się historią. Każda fotografia kryje w sobie opowiadania o ludziach: wydobywających sól na morskich solniskach, o poszukiwaczach kamieni półszlachetnych w nielegalnych kambodżańskich wyrobiskach czy o „ubijaczach złota” w Birmie. Przedstawiane wydarzenia stanowiły też część naszego życia, towarzyszyliśmy tybetańskiemu pątnikowi, który odmierzał drogę pokuty długością swojego ciała, uczestniczyliśmy w szamańskim rytuale nadawania imienia małej dziewczynce w laotańskich górach, przemieszczaliśmy się wraz z nomadami po pustyni Gobi. Podziwialiśmy birmańskich rybaków wiosłujących za pomocą jednej nogi lub korowody bosych stóp mnichów, udających się po codzienną poranną jałmużnę. Jeden z obrazów przedstawia okaleczone dłonie papuaskiej kobiety, której zgodnie z panującym na Nowej Gwinei obyczajem, obcięto kawałki palców po stracie bliskich osób. Takie jest życie toczące się swoim odwiecznym rytmem, które potrafi zadziwić, oczarować, a często nawet zaszokować, a natura, ludzie, religie i rytuały – potrafią wchłonąć jak hydra.
W XIX wieku francuski poeta Etienne Mallarme powiedział, że wszystko na świecie istnieje po to, by znaleźć się w książce. Dzisiaj można by zaryzykować stwierdzenie, że wszystko istnieje po to, by znaleźć się na fotografii, która do czasów pandemii rozwijała się w parze z jedną z najbardziej charakterystycznych rozrywek naszych czasów czyli turystyką. Niestety w dobie obecnej wojny u progu naszych granic nasuwa się pytanie: Quo vadis mundi?
(opr. Kajetan Gosławski i Galina Krupa)
Wystawa wsparła działania na rzecz pomocy Ukrainie.