(1.08. - 30.09.2022)
Wieś Potulice po wybuchu II wojny światowej znalazła się pod okupacją niemiecką. Wówczas też zmieniono jej nazwę; najpierw na Potulitz, a później na Lebrechtsdorf. 1 lutego 1942 r. powstał tu obóz przejściowy dla osób wysiedlonych z Pomorza, które następnie kierowano na teren Generalnego Gubernatorstwa.
Obóz podlegał organizacji obozu w Stutthofie (od jesieni 1941 do początku 1942), a od stycznia 1942 r. uniezależnił się. W ciągu swojego istnienia rozbudowywał się i zmieniał swoją funkcję. Z obozu przesiedleńczego, jesienią 1942 r. stał się obozem pracy, któremu podporządkowano obozy Centrali Przesiedleńczej w Toruniu i Smukale. Początkowo obóz składał się z budynku pałacu rodu Potulickich wraz z przybudówką i budynków po byłych warsztatach klasztornych. Z czasem zaczęto rozbudowę obozu. Wówczas też na jego terenie powstały filie zakładów przemysłowych wykorzystujących pracę więźniów. Byli oni również kierowani do prac w gospodarstwach rolnych oraz do dużych zakładów przemysłowych na terenie okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie.
W Potulicach znalazły się polskie rodziny wysiedlone ze swoich mieszkań oraz gospodarstw, które następnie były przekazywane w posiadanie osadnikom niemieckim. Wysiedlenia odbywały się w pośpiechu, strachu i często w godzinach nocnych. Pozwalano na zabranie kilku rzeczy i zapasu żywności.
W obozie panowały bardzo ciężkie warunki. Więźniowie spali na gołej posadzce, wyściełanej słomą, później na pryczach zbitych z desek. Kaloryczność potraw była niezwykle niska. Brakowało tłuszczu, mleka, a drobne kradzieże żywności, nawet dla dzieci kończyły się surowymi karami i pobiciami. Zachorowalność i śmiertelność wśród więźniów była wysoka, zwłaszcza wśród dzieci. Więźniowie umierali na skutek chorób, głodu i ogólnego wycieńczenia organizmu. Szacuje się, że przez obóz przewinęło się ok. 25.000 osób, a oficjalnie zmarło 1.291 osób, z tego 767 to dzieci.
W szczytowym momencie w Potulicach, w lutym 1944 r., było 3.162 dzieci. Koszty ich utrzymania okazały się zbyt wysokie dla okupanta, dlatego - od lipca do wrześni 1944 r. - dzieci zaczęto zwalniać z obozu, przekazując je w ręce bliższej i dalszej rodziny. Zdarzało się jednak, że polskie dzieci, przeszedłszy selekcję, trafiały do rodzin niemieckich.
Dzień zwolnienia z obozu najmłodsi więźniowie zapamiętywali bardzo dobrze. „Nie zapomnę nigdy momentu, gdy opuszczaliśmy obóz. Ja pierwszy raz w życiu zobaczyłem jaki świat jest piękny. Do tej pory widziałem tylko baraki i druty. Szliśmy parkiem, Było pięknie: zieleń, drzewa, aż trudno to opisać, co wtedy widziałem i czułem” - opisuje Witold Dziekan po 80 latach od wydarzenia. Anna Tomaszewska zd. Bednarek wspomina: „Pamiętam moment, gdy zabrali mnie z obozu. Przyszedł do baraku Niemiec i wyprowadził na bramę i powiedział, że mogę iść z babcią i wujem. Babcia dostała wypis z lagru i wzięła mnie do Kołaczkowa. Na barana niósł mnie jej syn - mój wuja. Szliśmy drogą do Kołaczkowa przez las, gdzie zawsze wyprowadzano dzieci z obozu. Gdy wuja niósł mnie do Kołaczkowa, to dzieci były przy tej drodze. Ja szłam już na wolność. Babcia powiedziała: „pokiwaj im”. Wszystkie stały i patrzyły”
…
Wystawa zaprezentuje wspomnienia byłych więźniów obozu – wówczas dzieci - oraz eksponaty ze zbiorów Muzeum Ziemi Krajeńskiej w Nakle nad Notecią.